Urlop dla mnie to nie tylko czas odkrywania nieznanych dotąd ścieżek,
ale też poznawania kulinariów danego regionu. W tym roku przywiozłam ze
sobą kilka przepisów domowej kuchni beskidzkiej, którymi niedługo się z Wami
podzielę, ale na razie kilka słów o samych specjałach i krótka recenzja ku
przestrodze. :)
Kuchnia Beskidów jest raczej prosta, oparta na prostych składnikach ,
które górale mają pod ręką na własnym „podwórku”, na tym co zebrali czy wyhodowali.
Najczęściej z miejscowych specjałów można
spotkać domowe sery z mleka owczego albo krowiego (wszyscy znamy oscypki i
bryndzę), kwaśnicę na żeberkach czy dania z baraniną (nie podeszła mi za bardzo niestety).
Z własnych obserwacji
dodam jeszcze do tej listy zupę grzybową na obfitujących w tamtejszych lasach
borowikach oraz świeże domowe chleby, a na deser słodkości z jagodami, a
właściwie z borówkami, bo dla górali to co my z „nizin” zwiemy jagodą jest
borówką.
Dzisiaj podzielę się przepisem na sernik z malinami, z pysznego , lekkiego, domowego sera. Ser ten można zrobić wyłącznie z mleka „prosto od krowy”, te UHT ze sklepu się nie nadają, może dlatego tak wyjątkowo smakuje. W smaku i konsystencji porównałabym go do czegoś pomiędzy ricottą i mascarpone, a w serniku z takiego sera naprawdę można się zakochać.
Ale zanim poznacie sekret tego pysznego deseru jeszcze mała anegdota
wyjazdowa , a właściwie kilka słów ku przestrodze !!!
Jeśli traficie do Mszany Dolnej i
chcielibyście stracić trochę czasu w jakiejś knajpie to polecam lokal mieszczący się w Spa „Wyspa…”. Robi dobre pierwsze wrażenie,
ale niestety tylko pierwsze.
Restauracja przestronna, z ogródkiem i antresolą,
ozdobiona kryształami soli…i tu dobre wrażenie się kończy. Brak klimatyzacji w lokalu
w upalny wieczór zmusił nas do wyjścia na zewnątrz. Stoliki pod parasolami
niestety były brudne od nalotu z pobliskich drzew pomieszanego z kurzem ulicznym jakby ich od bardzo dawna nikt nie dotykał. Nie dało się przy nich siedzieć. Nie zrażeni tym faktem wróciliśmy do lokalu.
„Pobyt w Kawiarni oraz
Restauracji Msz(…) będzie ukoronowaniem pobytu (…) Obsługa będzie do Państwa
dyspozycji." Zachęca informacja na stronie hotelu.
Obsługa niestety nie była do naszej dyspozycji. Mimo, że pani barmanka (i
chyba jednocześnie kelnerka)była przemiła, musieliśmy czekać na nią dobrych
parenaście minut, studiując niedługą kartę dań i niemalże kilometrową kartę z „popitkami”
(napoje i drinki)
Kiedy o godz. 20. już przed sobą widziałam talerz z pysznym pstrągiem w
ziołach okazało się ,że w lokalu niestety nie ma już kucharki , bo właśnie wyszła
i do zjedzenia możemy zamówić tylko spaghetti albo pierogi z jagodami (czyli pewnie
jedno ze słoika a drugie rozmrażane ) i w tym miejscu trzeba już było się ewakuować,
ale nie poddając się poprosiliśmy o wino i mrożoną kawę.
Dobre wino,
które znam , a nazwy nie wymienię, żeby nie psuć opinii producentowi, było nie
dość, że po prostu zwietrzałe, śmierdzące to jeszcze ciepłe (nie dało się tego wypić) , kawa mojego towarzysza niedoli
podobno nie lepsza i czekaliśmy na to dobre 20 minut, mimo, że w lokalu prawie
pustka (jeden stolik zajmowała miejscowa młodzież popijająca piwo)
Wychodzimy!!!
Rachunek? Nie ma szans zapłacić, bo uprzejma pani zniknęła w
czeluściach kuchennych, a dzwonek na barze nie działał. W końcu przez bar przewinął się chyba właściciel , z
lekka naburmuszony poprosił panią barmankę do baru (najwidoczniej nie
usłyszała) i zniknął równie szybko jak się pojawił. Zniecierpliwiona czekaniem
podążyłam za naburmuszonym jegomościem z prośbą o obsługę, wpadł więc łaskawie
do kuchni w poszukiwaniu barmanki, przechodząc nie omieszkał demonstracyjnie
uderzyć w dzwonek , który widocznie trzeba było porządnie rąbnąć aby zadziałał
:)
Nawet na zapłacenie rachunku trzeba było czekać wieki, równie dobrze
mogliśmy wyjść bez płacenia...(ale człowiek uczciwy, więc i uzbrojony we względną cierpliwość...)
Nie dziwą mnie więc już negatywne opinie o całym tym miejscu, a nie tylko restauracji, jakie z ciekawości przeczytałam po powrocie do domu.
Na szczęście wieczór w Mszanie uratowało drugie miejsce do którego trafiliśmy.
Perła Galerii, mimo dziwacznej nazwy, była o niebo lepsza, tak pod względem
wystroju jak i obsługi. Może tylko menu
trochę od Sasa do Lasa (pizza, hamburger po kaczkę z żurawiną), ale było
przynajmniej w czym wybrać, żeby nie było że się czepiam. Jedzenie przyzwoite,
w przeogromnych porcjach, w miarę atrakcyjne cenowo. Obsługa szybka i sprawna.
Sam lokal bardzo duży, nawet lekko przytłaczający przestrzenią, ale miejsce czyste
i schludne, wnętrze klimatyzowane, a mnie szczególnie zaskoczyła
toaleta (jak na taką mieścinę) nowoczesna i bardzo czysta.
SERNIK Z MALINAMI
(SERNIK WARZONY)
Składniki:
2 litry świeżego mleka "od krowy" (nie UHT!)
1/2 litra śmietany
6 jaj
kostka masła
3/4 szklanki cukru pudru
1 opakowanie biszkoptów
galaretka malinowa
250 g malin
Przygotowanie:
Przygotowanie domowego sera: Mieszamy dokładnie jajka ze śmietaną i wlewamy miksturę na gotujące się mleko. Gotujemy na małym ogniu, od czasu do czasu mieszając. Powinien zacząć pojawiać się twaróg.
Kiedy w mleku pojawi się twarożek, powstałą miksturę przelewamy na gęste sito i odstawiamy do momentu aż twaróg dobrze obcieknie i wystygnie.
Sernik:
W kolejnym etapie ucieramy masło z cukrem i dodajemy małymi porcjami twaróg.
Dno tortownicy wykładamy biszkoptami a następnie wylewamy na nie masę serową. Na wierzchu masy układamy maliny. Galaretkę rozpuszczamy według przepisu na opakowaniu, a gdy lekko stężeje zalewamy nią maliny. Odstawiamy do lodówki najlepiej na całą noc.
A wkrótce zapraszam na kurczaka z oscypkiem i żurawiną oraz domowy chleb według przepisu mojej siostry.
o matko, ten przepis to tylko dla wytrwałych! :) Za to rezultaty na pewno przynoszą satysfakcję! Wygląda pysznie
OdpowiedzUsuńno niestety tak, ale taki ser zrobiony w domu...mmm...pycha :) na szczęście moja siostra podejmuje się takich zadań i robi te pyszności
OdpowiedzUsuń