" Idź w Gorce. Popatrz na Tatry, bo lepszego widoku nie uwidzisz. Duch rozparł się na tym gór majestacie, potężniał, wznosił się i gdzieś u stóp Boga spoczął na szczytach”. Władysław Orkan
Na koniec moich wędrówek padło na Turbacz w
Gorczańskim Parku Narodowym. Pogoda rano nie dopisała, więc kolejnego
nieudanego podejścia na Trzy Korony nie było sensu ryzykować. A na Turbacz od
domu całkiem nie daleko, więc jak tylko pogoda po obiedzie się lekko poprawiła ruszyliśmy
w trasę. Z Koninek, prowadzi chyba najkrótsza droga na szczyt, więc
zostawiamy tam samochód na parkingu pod hotelem i ruszamy na górę.
Pierwszy fragment przejścia zapowiadał się dość lekko
i miło, prawie po płaskim terenie, wzdłuż płynącego potoku. Nie było to trudne,
ale już po kilku minutach dotarliśmy do
właściwego szlaku biegnącego już cały czas pod górę, więc nie źle się
zdyszałam. No, ale jeśli ktoś się wybiera na takie wycieczki musi się liczyć z
tym, że nie ma szans na dojście na szczyt tylko w przyjemnych płaskich warunkach,
trzeba się trochę pomęczyć.
Początkowo nie mijaliśmy żadnych turystów, albo
poranna pogoda ich odstraszyła albo to już nie ta godzina na rozpoczęcie wędrówki. Faktem jest, że w stronę schroniska nikt
przed i za nami nie szedł. Minęliśmy kilka osób już wracających z góry.Lubię
takie „odludne” wycieczki. Można nacieszyć się ciszą, ewentualnie odgłosami
lasu.
W drugim etapie wędrówki, kiedy minęliśmy już strome leśne podejście i oddech w końcu się ustabilizował na dość płaskim
leśnym odcinku, nawet pomyślałam, o tym, że w końcu mogę usłyszeć własne myśli.
W codziennym cywilizacyjnym zgiełku to
dość trudne, więc każdy moment takiej ciszy cieszy.
Na trasie mija się też kilka przyjemnych polanek, na
których w porównaniu z ciszą lasu wszystko niemalże gra. Bzyczy, brzęczy i cyka mała orkiestra pszczół i koników
polnych umilając krótkie przejście.
Pod koniec wędrówki las robi się już rzadszy i pomiędzy drzewami zaczyna ukazywać się widok na pobliskie szczyty.
Przed szczytem zatrzymujemy się na Hali Turbacza przed okazałym schroniskiem.
Niestety chmury zasłaniały cały widok na pięknie
rozpościerające się pod nami wioski ,a w oddali góry. Podobno przy przejrzystym
powietrzu jest tu genialny widok na Tatry. Z pewnością jeśli tylko będę miała
okazję wrócę tam, żeby się o tym przekonać.
Ze schroniska na szczyt Turbacza trzeba przejść
jeszcze około 10 minut pod górkę, ale mimo zmęczenia naprawdę warto poświęcić ten
czas. Dróżka jest całkiem przyjemna, a widok na szczycie piękny, choć
zaskakujący i lekko przerażający.
Suche kikuty połamanych drzew kontrastujące z niską,
młodą roślinnością trawiastą sprawiają wrażenie krajobrazu jak po wojnie albo
jak z jakieś koszmarnej bajki. My mieliśmy to szczęście ,że w ciągu tych kilku
minut , które zajęło nam przejście ze schroniska na szczyt niebo się
przejaśniło i nawet przebiło się słońce oświetlając piękny widok.
Na koniec przyznam szczerze, że te kilka godzin marszu (nawet nie specjalnie ciężkiego) sprawiło, że chyba pierwszy raz , widok samochodu i perspektywa wygodnego usadowienia się w fotelu tak mnie ucieszyły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz