W górach czekają nas zawsze jakieś przygody, mniejsze, większe, bardziej lub mniej spektakularne.
Nie
obyło się bez nich i w tym roku, chociaż tym razem, nie ja byłam ich
głównym obiektem. Myślałam, że już poza samą wędrówką (pokaleczonymi nogami) i widokami nie będzie czego wspominać, a jednak było kilka chwil zaskoczenia. Na przykład
bardzo przyjazna młoda krówka, która nie chciała się odczepić od
zmęczonych turystów przy Schronisku na Polanie Chochołowskiej, która w
szczególności upodobała sobie Pawła (prawie się popłakałam ze śmiechu
robiąc mu zdjęcia), albo kozica brykająca kilkanaście metrów od nas już w drodze powrotnej.
Ale zacznijmy od początku.
Po raz pierwszy w życiu miałam tak nieudany pogodowo urlop. Strugi deszczu leciały z nieba przez przez 5 dni, więc jak tylko wyszło słońce, a ziemia lekko przeschła i mogliśmy ruszyć w góry popadłam w taki zachwyt, że nic, nawet odciski, których nabawiłam się już przy pierwszych 2 kilometrach marszu nie powstrzymały mnie od dalszej drogi. (pomyślałam, że jak to ja nie dam rady? i będzie później polewka, że przeszłam się po płaskiej dolinie i wróciłam, nie było innej opcji musiałam tam wejść!)
Przy okazji wyciągnęłam wniosek nr.1 na przyszłość (dla niektórych pewnie oczywisty), jeśli ma się nieodpowiednie skarpetki albo nowe obuwie, trzeba mieć przy sobie żelowe plastry (np. Compeed) na odciski, bo "ratują" całą wyprawę. Ja na szczęście je miałam.
Przejście całej trasy od Siwej Polany (parking i wejście do TPN) przez Polanę Chochołowską, Grzesia, Rakoń i Wołowiec nie jest zbyt skomplikowane i śmiało można polecić ją nawet nie wprawionym górskim turystom (brak niebezpiecznych stromizn, przepaści, łańcuchów itp.) z tym, że trasa jest długa i jej przejście zajmuje prawie cały dzień (ok. 9 godzin, zatem potrzebna kondycja)
Aby dotrzeć na Polanę Chochołowską, skąd biegnie większość szlaków, należy pokonać ponad 7 km trasy (najpierw asfaltem, a potem piaszczystą drogą, ok. 2 godz.), dlatego jeśli ma się w planach dalszą wędrówkę, warto wypożyczyć przy parkingu rower (wniosek nr.2), który po pokonaniu trasy zostawia się w punkcie zdawczym przy schronisku i odbiera w drodze powrotnej (mając 20 km w zmęczonych nogach w drodze powrotnej , trochę żałowałam, że nie zdecydowaliśmy się na rowerki) Można też wsiąść do "ciuchci", która podwozi turystów do Doliny Dudowej (dalej już na piechotę) za jedyne 5 zeta.
Cel naszej wędrówki
Polana Chochołowksa
Trasa do Polany Chochołowskiej biegnie
prawie cały czas wzdłuż Chochołowskiego Potoku, z przodu praktycznie cały czasu widać cel wędrówki, który naprawdę złudnie wygląda jakby był nie za duży i w sumie tak blisko.
Po około 2 godzinach dochodzimy do Schroniska PTTK.
Po krótki odpoczynku przy schronisku,spotkaniu z towarzyską krówką, ruszamy w dalszą drogę. Wchodzimy do lasu i maszerujemy wygodną, niezbyt wymagającą, ubitą ścieżką. Trasa na Grzesia nie jest trudna, (nam przez większość drogi towarzyszyły dzieci w wieku 10-12 lat, więc mogliśmy się poczuć trochę jak na wycieczce szkolnej). Ścieżka przez większość czasu biegnie lasem, dopiero pod koniec, kiedy pojawi się piętro kosodrzewiny, pojawiają się większe skałki i zaczyna się odczuwać, że pnie w górę.
Z Grzesia roztacza się piękny widok na pobliskie szczyty porośnięte kosodrzewiną i trawami.
Bobrowiec
Widok z Grzesia na Długi Upłazi i Tatry po stronie słowackiej
Kominiarski Wierch
Niestety,Grześ to najbardziej oblegany z tych 3 szczytów.
Grześ
Po zrobieniu dokumentacji fotograficznej, nie robiąc dłuższej przerwy ruszyliśmy na Rakoń.
Ścieżka biegnąca cały czas granicą polsko - słowacką (szlak oznakowany na niebiesko), początkowo schodzi w dół, a potem trzeba włożyć trochę więcej wysiłku, bo droga pnie się ku górze. Przed zdobyciem wierzchołka warto chwile odpocząć, można usiąść na trawie i pozachwycać się widokiem na pobliskie szczyty i Tatry Wysokie w oddali.
Zejście z Grzesia na Przełęcz Łuczańską i dalej Długi Upłaz
Słupki graniczne na całej trasie
Rakoń
Z Rakonia roztacza się jeszcze lepszy widok, niż z Grzesia. Piękny widok na panoramę skalistych Rohaczy po stronie słowackiej i Wołowiec, a na południe choć bardzo daleko na Babią Górę.
Mimo pięknej pogody warto mieć ze sobą jakąś lekka kurtkę czy bluzę, bo na wierzchołku, mimo słonecznej pogody, dość wieje i przy spoconych plecach robi się zimno.
Wołowiec
Rohacze
Na Rakoniu zdecydowałam, że jednak mając w perspektywie moje pęcherze na stopach i do przejścia ponownie Dolinę Chochołowską nie dam rady wejść na Wołowiec (bardzo żałuję, ale to już zależało nie od chęci, a stanu moich nóg i odrobiny rozsądku). Paweł poszedł sam zostawiając mnie w tyle. Ja w tym czasie dotarłam spacerkiem do Przełęczy Zawracie i wykorzystałam czas odpoczynek i na robienie zdjęć.
Rakoń od strony Wołowca
Starobociański w oddali
(w planach następny do zdobycia)
Rohacze
Widok na jeden ze Stawów Rohackich (Wielki Staw Rohacki)
Godzinna regeneracja dobrze mi zrobiła, przed schodzeniem po kamienistej ścieżce do Wyżnej Doliny Chochołowskiej. Droga powrotna dała mi porządnie w kość, a dokładniej w kolana (całość 11km)
Po dotarciu do Doliny Dudowej prawie ze łzami w oczach złapałam kolejkę, którą po jakichś 15 minutach dotarłam na parking. (Gdyby nie ten busik pewnie bym dalej nie ruszyła i tam została na pastwę głodnych
niedźwiedzi, bo według tabliczki informacyjnej miałam jeszcze 40 minut do przejścia). Mimo tego "haniebnego" czynu (podobno tak samo jak jechanie nad Morskie Oko zaprzęgiem) i tak byłam z siebie dumna, że przeszłam taką trasę nie poddając się na początku.
Potwornie zmęczona, ale w dobrym humorze wróciłam do domu, gdzie czekało mnie kolejne odkrycie z tej wyprawy. Czerwoniasta opalenizna w paski na tzw. majstra budowlańca : białe rękawki od t-shirt'u, spodni do kolan i skarpetek oraz spieczone czoło. (wniosek ostatni: idąc w góry nie zapomnij o kremie z filtrem!!!)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz